piątek, 12 października 2012

Umowy śmieciowe-fakty i mity

Od ponad roku w prasie i w mediach funkcjonuje takie sformułowanie, które powoduje duże emocje zarówno po
stronie pracodawców jak i związków zawodowych. Skąd
w ogóle nazwa śmieciowe i co pod tą nazwą się kryje?
Z rozmów ze związkami wynika, że praktycznie chodzi
o każdy rodzaj umowy na „świadczenie” pracy, który nie
jest umową o pracę. Zatem wszystkie umowy o dzieło,
umowy zlecenia, oraz umowy tzw. B2B czyli z firmami
jednoosobowymi są traktowane właśnie jako umowy
śmieciowe. Niektórzy nawet rozpędzają się i zaliczają
nawet umowy tymczasowe do tego „worka” z racji, iż
nie występują one bezpośrednio w kodeksie pracy tylko
na podstawie odrębnej ustawy o zatrudnianiu pracowników
tymczasowych. Przyczyną takiego nazewnictwa, że
te umowy stały się śmieciowe jest to, iż nie gwarantują
one świadczeń socjalnych. Niestety rzeczywistość jest
zupełnie inna i problem tkwi zupełnie gdzie indziej, niżby
się to mogło wydawać. Otóż koszty związane z odprowadzaniem
składek ZUS są bardzo wysokie w Polsce i dotyczą
one zarówno pracownika jak i pracodawcy. Nie jest
też prawdą, że od umowy zlecenia nie odprowadza się
składek ZUS, to zwolnienie dotyczy tylko osób uczących
się do 26 roku życia oraz osób, które mają zatrudnienie
u innego pracodawcy przynajmniej na tzw. minimalny
etat. Dlatego, tak de facto składek ZUS nie płacimy tylko
i wyłącznie od umów o dzieło, które są obarczone
odpowiednimi wytycznymi kiedy można je stosować.
Natomiast trudno się zgodzić z tezą, że umowy B2B są
też śmieciowe, ponieważ osoba, która ma zarejestrowaną
działalność gospodarczą musi płacić składkę ZUS
i ją sama płaci. Dzięki zresztą tej formie
i promowaniu samozatrudnienia dwa lata temu założono
ponad 60 tys. firm co przyczyniło się do obniżenia bezrobocia.
Odpowiedzmy sobie na pytanie: czy zleceniobiorca,
który podpisuje umowę zlecenie bez składek ZUS
rzeczywiście jest pozbawiony przyszłości emerytalnej
i świadczeń socjalnych? Oczywiście, że nie, tak naprawdę
to on sam decyduje czy chce odprowadzać np.
składkę zdrowotną, wówczas oczywiście dostaje mniejsze
wynagrodzenie netto. Poza tym to on sam często
woli taką formę umowy jak umowa zlecenie, bo interesuje
go głównie ile dostanie pieniędzy netto, które
są mu niezbędne na życie. Decydując się na taki
wariant może sam przeznaczyć pewną kwotę np. na
III filar i wówczas to od niego zależy przyszłość emerytalna. Szczególnie z tego powinni korzystać młodzi
ludzie do 26 roku życia, gdyż faktycznie pracodawcy
wolą korzystać z „taniej siły roboczej”, aby nie podwyższać
kosztów pracy. Naturalnie, że praca na umowę
zlecenie nie liczy się do stażu pracy, ale jakie to
teraz ma znaczenie jeśli wiek emerytalny wydłużono,
a przejście na wcześniejszą emeryturę zostało mocno
obkrojone i nie dotyczy młodych ludzi. Pytanie zatem
należy postawić inne: czy nie są nadużywane umowy
o dzieło? A jeśli tak, to może je ozusować? Umowy o dzieło
głównie mają służyć tzw. wolnym zawodom i robotom
chałupniczym. Mało kto wie, ale jeśli umawiamy się np.
z panem Zenkiem na pomalowanie pokoju, który nie prowadzi
firmy to powinniśmy z nim spisać właśnie umowę
o dzieło. Strach pomyśleć, gdy podlegałaby ona ozusowaniu,
bo wówczas za robotę musielibyśmy zapłacić
o połowę więcej, a co gorsza płatnik czyli my sami powinniśmy
odprowadzać te składki do ZUS. Dlatego też
między innymi ustawodawca zwolnił tego typu umowy
ze składek ZUS. Reasumując zatem, czy faktycznie
umowa o dzieło to taka gorsza umowa czy raczej narzędzie
nadużywane do obniżania kosztów pracy przez
niektórych pracodawców. Oczywiście, że druga część
zdania wyjaśnia cały problem umów „śmieciowych”.
Zatem nie nazywajmy ich umowami śmieciowymi tylko
stwórzmy narzędzia aby ich nie nadużywano, a już
na pewno nie wolno stosować tego sformułowania do
umów zleceń jako takich, bo jak pisałem od nich są
odprowadzanie składki ZUS jeśli nie spełniają określonych
warunków. Owszem związki zawodowe podkreślają
jeszcze inny aspekt przy umowie zleceniu,
a mianowicie, że takie osoby nie mają praw pracowniczych
między innymi prawa do urlopu czy zwolnień lekarskich.
Rzeczywiście jest to potężny argument w przypadku,
gdy taka osoba pracuje dłuższy czas. Niektóre kraje
europejskie znalazły lekarstwo na tego typu sytuację
w postaci np. limitów czasowych trwania takiej umowy
lub też limitów wynagrodzeń. Nie widzę żadnych przeszkód
by skorzystać z tych samych narzędzi w Polsce.
Bo rzeczywiście dziwnie to wygląda, gdy dana osoba
pracuje dla tego samego pracodawcy np. 4 lata i otrzymuje
miesiąc w miesiąc np. 3 tys. złotych na umowę zlecenie.
Po tych moich wyjaśnieniach niektórzy zorientują
się, że problem stosowania innych form zatrudnienia niż
opisuje to kodeks pracy tkwi również w elastyczności
zatrudnienia. Związki zawodowe biją na alarm, że jesteśmy
krajem, gdzie umowy na czas określony stanowią
bardzo duży procent w stosunku do umów o pracę
na czas nieokreślony. Pracodawcy wiedząc, że trzecia
umowa o pracę na czas określony staje się automatycznie
umową na czas nieokreślony oraz, że znacznie
trudniej jest zwolnić pracownika na czas nieokreślony
stosują bardzo długie okresy zatrudnienia na czas określony.
Na ten problem kraje europejskie również znalazły
lekarstwo w postaci zatrudniania pracowników
czasowych. Taki pracownik jest zatrudniany na umowę
o pracę tylko, że nie bezpośrednio u pracodawcy, a w
agencji pracy tymczasowej. Jest to doskonałe narzędzie
dla pracodawców jeśli chodzi o elastyczność zatrudnienia
przy jednoczesnej gwarancji praw pracowniczych o
których pisałem wcześniej. Taki pracownik ma prawo
do urlopu, odprowadzania składki do ZUS i ma również
płacone wynagrodzenie za czas choroby. Niestety Polska
jest na przedostatnim miejscu w Europie jeśli chodzi o
stosowanie tego rodzaju umów. Jesteśmy lepsi tylko od
Rumunii, a taka Wielka Brytania przebija nas 20 krotnie.
Podsumowując apeluję aby nie używać nazwy umowy
śmieciowe, bo w sumie nie wiadomo o jakie umowy chodzi.
Po drugie każda umowa przynosząca dochód osobie
daje możliwość egzystencji i powoduje obniżenie bezrobocia.
Po trzecie wszystkie formy umów są legalne
tylko trzeba zastosować odpowiednie narzędzia aby nie
były one niewłaściwie stosowane i nadużywane. A na koniec
przychodzi mi taka myśl, że skoro taka umowa jest
„śmieciowa” to w takim razie osoba pracująca na taką
umowę to śmieciarz?
 

Źródło: artykuł „Umowy śmieciowe – fakty i mity” autorstwa Jarosława Adamkiewicza Prezesa Grupy Wadwicz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz